Zapowiedź 33. kolejki – para po parze
A więc finał! Nie tylko w Orlen Basket Lidze, ale także w naszej zabawie. 33. kolejka będzie już ostatnią – w niej liczy się dorobek zawodników drużyn, które grają w finale, a także o trzecie miejsce w OBL.
Zmiany w składach na pewno będą bardzo istotne. Oczywiście, wszystkich zawodników z drużyn, które odpadły wcześniej, już zapewne usunęliście ze składów. Trzeba brać pod uwagę, że w 33. kolejce – która obejmuje całe finały i dwa mecze o trzecie miejsce – liczą się wszystkie punkty uzyskane przez zawodnika. Warto więc pamiętać, że w finale będą minimum cztery mecze – ale może być aż siedem, a w serii o brązowe medale na pewno będą tylko i wyłącznie dwa spotkania – gra się tutaj mecz i rewanż.
Jeśli jeszcze nie użyliście dzikiej karty przed 31. lub przed 32. kolejką, to teraz jest ostatnia szansa. Dzięki temu można „wyczyścić” cały skład bez konieczności oddawania punktów na prowizje.
Budżet zespołów zostaje teraz podniesiony i można mieć w składzie zawodników o łącznej wartości 25 mln. W 33. kolejce można mieć w składzie maksymalnie aż pięciu zawodników z jednego klubu – to też zmiana, którą trzeba wziąć pod uwagę.
No i na koniec najważniejsze - nie zapomnijcie ustawić swoich składów na 33. kolejkę najpóźniej w poniedziałek 9 czerwca przed godziną 20.25! Tak trochę nietypowo, ale pierwszy mecz finału w Lublinie rozpocznie się 15 minut później – o godz. 20.40.
Oto przegląd par w 33. kolejce Menedżera Orlen Basket Ligi, czyli w walce o medale:
Finał: PGE Start Lublin (3) – Legia Warszawa (4)
Kto by pomyślał, że taki właśnie będzie skład finałowej pary! Legia była mocna, jej finał to nie sensacja, ale nikt się nie spodziewał takiego sukcesu Startu. To ich pierwszy finał w historii klubu, przecież w play-off startują dopiero drugi raz w historii! Lublinianie zrobili też coś niesamowitego, awansując do finału, mimo że w poprzednim sezonie nie grali w ogóle w play-off. Takie osiągnięcie miało miejsce ostatni raz… 30 lat temu, kiedy do finału awansowała (i potem zdobyła mistrzostwo) Mazowszanka Pruszków.
Start będzie miał na dodatek przewagę własnego parkietu w finale, ale rywalizację rozpoczyna zaledwie 48 godzin po zakończeniu wyczerpującego starcia z Treflem w półfinale (było 3:2). Legioniści do finału awansowali po raz drugi w historii, ale oczywiście mają też na koncie (w erze przed rozgrywaniem play-off) siedem mistrzowskich tytułów (ostatni w 1969 roku). W finale Legia grała ledwie trzy lata temu, ale żaden z zawodników, którzy wtedy rywalizowali ze Śląskiem, nie pozostał do dzisiaj w składzie. Zresztą w ogóle ten finał będzie wyjątkowy. Wystąpi w nim bowiem tylko jeden zawodnik, który już wcześniej w finale w Polsce grał. Jest to Filip Put ze Startu, który wystąpił w finale 2021, grając wówczas dla Zastalu. Taka sytuacja (tylko jeden zawodnik finałowy z doświadczeniem w finale) miała miejsce ostatni raz… w 1987 roku.
Kogo warto wstawić do składu w finale? W Starcie kontuzjowany jest wciąż rzucający Jakub Karolak i do gry w tym sezonie już nie wróci. Pozostali gracze są zdrowi, ale nie wiadomo, w jakiej formie wróci do zespołu po pobycie w USA (pogrzeb bliskiej osoby) rzucający Tevin Brown, który w półfinale (zagrał w czterech meczach) zdobył łącznie 86 punktów. Oby Brown w ogóle zdążył wrócić, bo samolot z nim na pokładzie ma wylądować planowo w Polsce dopiero w poniedziałek rano.
Trener Wojciech Kamiński powinien mieć do dyspozycji wszystkich pozostałych zawodników, wśród których znakomitym liderem w półfinale był rozgrywający Manu Lecomte. Zdobył w meczach z Treflem aż 123 punkty (najlepszy wynik w 32. kolejce naszej gry) i nic nie wskazuje na to, żeby Belg miał obniżyć loty. Dobrze w półfinałach zagrali dla Startu także rzucający Courtney Ramey (79 pkt.) i środkowy Ousmane Drame (77 pkt.). Zawsze niewiadomą jest forma, a może bardziej nastrój, silnego skrzydłowego Tyrana de Lattibeaudiere (67 pkt. w półfinałach), a najmniej z obcokrajowców Startu dawał w meczach z Treflem niski skrzydłowy C.J. Williams (43 pkt.). Czy warto stawiać na Polaków z Lublina? To ryzykowne, choć silny skrzydłowy Filip Put (48 pkt.) i niski skrzydłowy Michał Krasuski (34 pkt.) zagrali z Treflem co najmniej poprawni.
Legia miała po półfinale aż sześć dni na odpoczynek, bo rywalizację z Anwilem skończyła wynikiem 3:0 już w poniedziałek 2 czerwca. To niespodzianka, ale warszawiacy byli po prostu znacznie lepsi od włocławian. Świetnie drużynę przygotował trener Heiko Rannula, a skutki zespołowej gry było widać także w liczbach punktów uzyskanych przez zawodników jego drużyny. Choć warto pamiętać, że mała liczba meczów Legii nie zadziałała na korzyść naszych menedżerów. Dlatego też najlepszy zawodnik w tej parze – środkowy Legii Mate Vucić – zdobył tylko 81 punktów. To więcej średnio na mecz (27,0) niż Lecomte w pięciomeczowej serii lublinian (24,6), ale w naszej grze liczy się suma.
Oprócz Vucicia świetny w Legii był rzucający Kameron McGusty (74 pkt., a więc średnio też lepiej niż Lecomte – 24,7), a także nadspodziewanie efektywny silny skrzydłowy Ojars Silins (50 pkt.). Pozostali zawodnicy niczego nie gwarantują, ale mogą wystrzelić w potencjalnie długim przecież finale. W starciach z Anwilem 45 punktów zdobył rozgrywający Andrzej Pluta, 38 miał niski skrzydłowy Aleksa Radanov, a 25 uzbierał środkowy E.J. Onu. Niespodziewanie słabo szło niskiemu skrzydłowemu Michałowi Kolendzie (23 pkt.), a poniżej oczekiwań – ale nie w meczu 3, gdzie zagrał świetnie – wypadł rozgrywający Kiefer Sykes (30 pkt.). A może w finale znów zaskoczy niski skrzydłowy Maksymilian Wilczek (13 pkt. w serii, z czego 14 pkt. w meczu 3)?
W meczach rundy zasadniczej oba zespoły wygrywały ze sobą na wyjazdach. W październiku (druga kolejka!) w Lublinie Legia wygrała 89:78. W lutym w Warszawie Start był lepszy 88:76.
O trzecie miejsce: Anwil Włocławek (1) - Trefl Sopot (2)
Faworyci do złota, zespoły z pierwszego i drugiego miejsca po rundzie zasadniczej, grają tylko o brązowe medale. W tej krótkiej serii – pierwszy mecz w Sopocie, rewanż we Włocławku – trudno będzie zdobyć wiele punktów, tym bardziej, że w tych zespołach są kontuzje, a i często brak motywacji po porażce w półfinale w historii Orlen Basket Ligi przejawiał się w nietypowych zwrotach akcji, zmianach w rotacji, albo nawet w rezygnacjach trenerów lub zawodników z gry.
Włocławianie podczas serii półfinałowej z Legią stracili z powodu kontuzji rozgrywającego Kamila Łączyńskiego (w pierwszej akcji meczu 1) i środkowego Nicka Ongendę (w meczu 3, zdobył w serii 35 pkt.). Obaj oni na pewno nie zagrają, a kłopoty ze zdrowiem miał też przecież rzucający Michał Michalak (35 pkt. z Legią), ale mimo bólu on cały czas gra. Anwil nie będzie miał więc problemu z wyborem graczy do meczu, bo po kontuzji Ongendy gotowych do gry jest sześciu zawodników zagranicznych. W składzie zmieszczą się więc zarówno rozgrywający P.J. Pipes (-3 w półfinale w jednym występie) i silny skrzydłowy Deane Williams (12 pkt. w dwóch meczach).
Kto jednak w Anwilu zagra dobrze – to wielka zagadka. W półfinale najwięcej punktów zdobył środkowy D.J. Funderburk (55), ale i jemu przydarzały się skoki emocjonalne. Być może wreszcie liderem Anwilu będzie rozgrywający Luke Nelson (41 pkt. z Legią), a na pewno lepiej niż w półfinale powinni zagrać niski skrzydłowy Ryan Taylor (32 pkt. z Legią), silny skrzydłowy Luke Petrasek (34 pkt. w półfinale) oraz zwłaszcza rzucający Justin Turner (słabe 15 pkt. w tej fazie). Zapewne w tej sytuacji kadrowej więcej minut dostaną niski skrzydłowy Karol Gruszecki (2 pkt. w półfinale) i środkowy Krzysztof Sulima (1 pkt.), ale stawianie na nich jest dość ryzykowne.
Mistrzowie Polski z Sopotu po świetnej serii ćwierćfinałowej z Kingiem wyglądali niezbyt imponująco ze Startem nawet w wygranych meczach, na co być może miała wpływ kontuzja łokcia silnego skrzydłowego Dariousa Motena (nie wiadomo, czy zagra o brąz). Znakomity w półfinale (ale tylko w czterech pierwszych meczach) był rzucający Nick Johnson, który zdobył w tej fazie 112 pkt. W ostatnich dwóch spotkaniach do dobrego punktowania wrócił rozgrywający Jakub Schenk (44 pkt. w sumie w pięciu meczach) i można być pewnym, że będzie aktywny w walce o medal.
Nie można chyba za to liczyć na wielkie granie silnego skrzydłowego Jarosława Zyskowskiego (30 pkt. przeciwko Startowi), z którego trener Zan Tabak bardzo często rezygnuje w ogóle w kwartach i połowach. Wśród środkowych Trefla dość niespodziewanie w półfinale lepiej wypadł Mikołaj Witliński (59 pkt.) niż Geoffrey Groselle (56). Faule kosztowały sporo odsiadek na ławce rzucającego Aarona Besta, ale i tak zgromadził przyzwoite 69 pkt. Pozostali rotacyjni zawodnicy sopocian to enigmy – nigdy nie wiadomo, czy zdobędą 20 pkt. czy będą niemal niewidzialni. Dotyczy to w mniejszym stopniu niskiego skrzydłowego Keondre Kennedy’ego (69 pkt. w półfinale), a w większym rzucającego Nahiema Alleyne’a (45 pkt.) i silnego skrzydłowego Marcusa Weathersa (51 pkt.).
W meczach rundy zasadniczej między tymi zespołami był remis. W Sopocie w listopadzie wygrał Anwil 108:93, a w rewanżu we Włocławku w marcu lepszy był Trefl 85:77.